Back to Home

Wuj krasnolud w Internecie – Parczew

Opowiadanie zostało napisane w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.  Współautorami są dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Parczewie.

Krasnoludy tak mają, że jak wyczują gdzieś złoto lub gdy mają choć niewielkie przekonanie, iż gdzieś w pobliżu zakopane są bogactwa, zrobią wszystko, by za wszelką cenę je wykopać. Tak też się stało, gdy Karol z Emką wyszli na popołudniowy spacer nad płynącą przez miasto rzekę. Chcieli się przekonać, czy grudniowy mróz pokonał bystry nurt wody. Gdy tylko stanęli na moście, pod którym dziarsko przepływały łagodne fale, w głowie krasnoluda pojawiło się przekonanie, że pod śniegiem, w miejscu, gdzie latem królowała dziko rosnąca łąka, znajduje się złoto.

– Wujku, co się stało? – zaniepokoiła się jego siostrzenica.

– Emko, złoto… – Karol nie musiał mówić nic więcej. Dziewczynka dobrze pamiętała, co się dzieje, gdy krasnolud wyczuje złoto. Nawet bardzo się ucieszyła, że tak się stało, bo zapowiadała się kolejna przygoda.

Oboje szybko zeszli na dziko rosnącą łąkę i podeszli do miejsca wskazanego przez krasnoluda. Karol kilka razy machnął butem, aby rozrzucić śnieg. Okazało się, że przeczucie go nie myliło, bo coś tam jednak było. I wcale nie było zakopane. Dziewczynka pomogła wujowi rozrzucić śnieg, odsłaniając średniej wielkości klapę. Karol spragniony widoku złota otworzył właz i wszedł po drabince do środka. Za nim podążyła jego siostrzenica.

Krótki korytarz zaprowadził ich do drzwi, za którymi znajdowało się ogromne pole ozdobione śniegowymi pagórkami. Z daleka Emka dostrzegła las. Zaciekawiona spytała:

– Gdzie my jesteśmy?

– Nie wiem. Za chwilę się dowiemy – odpowiedział Karol. Nie patrząc na nic, szedł przed siebie. – Przede wszystkim musimy się dowiedzieć, gdzie jest to złoto, które wyczułem. Jednak…

Nie skończył, bowiem przy kolejnym kroku po pas zanurzył się w śniegu. Na myśl, że przez swoje gapiostwo będzie miał teraz przemoczone buty, zły na siebie krasnolud próbował wyjść na twardą drogę, na której stał przed chwilą. Nadaremnie. Im bardziej się gramolił, tym bardziej znikał w śniegu.

Emka chciała mu pomóc. Jednak nie miała tyle siły, by uratować zagrzebanego wuja. Krasnolud kazał jej się uspokoić, co miało przyśpieszyć rozwiązanie. Po chwili zastanowienia Karol wraz z siostrzenicą zaczęli wołać o pomoc. Jednak na ich wezwania odpowiadało tylko echo.

Po kilku minutach Emka zwątpiła w to, że dla wuja nadejdzie ratunek, na domiar złego od mroźnego powietrza rozbolało ją gardło. Wtem usłyszeli skrzypiący miarowo śnieg. Ktoś się do nich zbliżał od strony lasu. Po chwili dziewczynka z wujem mogli rozpoznać jego sylwetkę. To był piękny, jeszcze większy niż ten, który uratował ich w Zabłudowie, jeleń.

Zwierzę podeszło do zakopanego krasnoluda i pochyliło łeb. Karol błyskawicznie chwycił rogi, dzięki którym jeleń uniósł go do góry ze śnieżnej zaspy i postawił na ziemi obok Emki.

Zaskoczona, ale ogromnie szczęśliwa, że odzyskała wuja, dziewczynka przytuliła się do jelenia i wyszeptała miłym głosem piękne podziękowanie. Po kilku sekundach przyłączył się do niej Karol, który najpierw musiał jednak wytrzepać śnieg z butów.

Wtedy oboje usłyszeli ponowne wołanie o pomoc. Tym razem dochodziło ono spod lasu.

Jeleń błyskawicznie odwrócił się i pochylił. Na ten znak Emka z wujem wsiedli na grzbiet rogacza. Dziewczynka zajęła miejsce z przodu, aby mogła trzymać zwierzę za szyję. Karol usiadł tuż za nią, obejmując w pasie swoją siostrzenicę. Pognali na grzbiecie swojego wybawcy w stronę dobiegających z oddali odgłosów.

Po chwili dostrzegli tłumny królewski orszak, którego jeden z dziesięciu wozów ugrzązł w śniegu. Czterech muskularnych mężczyzn, przypominających olbrzymów z ulubionej książki Emki, próbowało wygrzebać pojazd, ale nadaremnie. Tuż obok po drodze nerwowo przechadzał się król, który miał na sobie czerwony płaszcz, a na głowie błyszczącą koronę. Monarcha na przemian to krzyczał na swoich poddanych, to znów wołał o pomoc:

– Ratunku! Pomocy! – Władca tupnął nogą. – W takim tempie i z takimi przygodami, a do tego nie znając drogi, to my do Krakowa dojedziemy w lipcu! Mam tego dosyć! Ratunku! Pomocy!

Zachowane monarchy powodowało, że sytuacja zmieniała się ze złej w tragiczną. Bowiem nikt nie lubi, kiedy król ma zły humor. Dlatego jego towarzysze robili wszystko, by wyciągnąć zagrzebany w śniegu wóz. Ale nie udało im się. Co gorsza, zamiast tego unieruchomili w śniegu trzy inne pojazdy i siedem koni.

Jeleń coraz szybciej cwałował z odsieczą. Obawiał się, iż lękający się złego humoru króla, nieporadni  ludzie zagrzebią w śniegu wszystkie wozy, a nawet konie. Emka zacisnęła mocno ręce na szyi zwierzęcia, by nie spaść z jego grzbietu. Bardzo podobała jej się ta przejażdżka. Jednak jej radość błyskawicznie zgasła, gdy tuż koło jej ucha śmignęła strzała.

To jeden z królewskich łuczników postanowił zapolować na jelenia. Król jednak nie pozwolił mu na wypuszczenie kolejnej strzały.

– Głupcze! My tu zagubiliśmy się na pustkowiu, do tego ugrzęźliśmy w śniegu, a ty polowania sobie urządzasz?! – Rozgniewany władca wskazał grupę mężczyzn pracujących przy wyciąganiu z zaspy jednego z wozów. – Szybko, biegnij tam pomóc chłopakom!

Tymczasem jeleń wysadził dwójkę pasażerów nieopodal króla, sam zaś pobiegł rozgarniać śnieg rogami. Karol z Emką przywitali się z władcą. Okazało się, że jest nim sam Władysław Jagiełło. Legendarny Litwin właśnie zmierzał do Lublina, by tam spotkać się z polskimi panami. Wraz z nimi miał udać się do Krakowa, aby przyjąć koronę Królestwa Polskiego. Niestety orszak zgubił drogę i zakopał się w śniegu, a tym samym nie mógł dotrzeć do Parczewa, gdzie na przyszłego władcę Polski czekał nocleg.

– Najdziwniejsze jest w naszej przygodzie to – mówił Jagiełło uspokojony widokiem wozów uwolnionych ze śnieżnej pułapki – iż gdy zgubiliśmy się w tym pustkowiu, zażartowałem sobie, że chyba tylko jelenia możemy zapytać o drogę. A tu taka niespodzianka!

Gdy orszak był gotowy do drogi, pomocne zwierzę stanęło na jego czele. Wszyscy ruszyli za jeleniem, który kroczył dostojnym krokiem. Nic dziwnego, przecież prowadził legendarnego władcę. Po godzinie Jagiełło, jego ludzie, Emka oraz Karol byli już w Parczewie.

Wszyscy podziękowali pięknie swojemu wybawicielowi. Król obiecał, że na pewno wynagrodzi go za pomoc. Nie miał tylko pomysłu, w jaki sposób to zrobić. Wpadł na niego kilkanaście lat później, nakazując umieścić w pieczęci parczewskiego wójta wizerunek jelenia.

– Na nas też już czas – oznajmił Krasnolud. – Jeleniu, czy możesz nam ponownie pomóc? Chcielibyśmy wrócić do miejsca, z którego przybyliśmy do epoki króla Jagiełły.

Zwierzę pochyliło się, tym samym dając im znak, że zgadza się zawieźć dwójkę podróżników w czasie. Sadowiąc się na grzbiecie jelenia, Emka zadała pytanie:

– Wujku Karolu, a co z twoim złotem?

Krasnolud zaśmiał się.

– Przecież miałeś przeczucie, że znajdziemy złoto, a nie samą przygodę.

– Emko, czasami jest tak, że sama przygoda jest na miarę złota. Tak jak ta, bo chyba przyznasz mi rację, że żadne bogactwa nie zastąpią wspomnień o tym, co tu się stało i kogo spotkaliśmy.

Dziewczynka przytaknęła. Następnie skupiła się na podziwianiu widoków oraz delektowaniu się jazdą na jeleniu, którego w przyszłości będzie znał każdy, kto odwiedzi miasto Parczew.

Ilustracje do opowiadania znajdują się na stronie projektu na Facebooku LINK